poniedziałek, 1 lutego 2010

Poznań - zimowy wikend

2 dni w Poznaniu. krótko lecz zawsze coś. takie wyjazdy to jak małe wakacje, jak oddech po długim zanurzeniu pod wodą, jak chwilowa cisza po 1,5 miesiąca stukotu kół pociągu ekspresowego...
udało się spotkać z większością osób, do których przyjechałam. zimno i śnieg ograniczały nas tylko trochę - nawet w takich warunkach łaziliśmy kilometrami po oblodzonym i zaśnieżonym mieście, brnąc butami w koleinach zatwardziałego śniegu.

pierwszy dzień rozpoczął się koło południa. wysiadłam na stacji Poznań Główny po 3,5 godziny spędzonych w piętrowym wagonie pociągu. zdanie o wagonie: siedząc pod skośnym oknem, na piętrze, czułam się szczęśliwym dzieckiem, które może wreszcie spełnić swoje marzenie o podróżowaniu w takim właśnie wagonie :) świat widoczny z góry jest jakby większy, wzrok sięga dalej, mimo zabrudzonej i oblepionej lodem szyby..
jak widać, było szaro. w takiej szarzyźnie dotarłam do pierwszego celu, na obiad do znajomych. ludzie do których pojechałam widzieli mnie w życiu jeden lub dwa dni, wyrywkowo. krótko ale intensywnie. od razu zadziałała siła magnetyzmu, tajemnicza i ogromna. tylko ona może wyjaśnić dlaczego zdecydowałam się jechać 306km w jedną stronę do ogarniętego zimą miasta na zachodzie kraju ;).

w czasie wspólnych spacerów udało mi się focić tylko przez jakiś czas, ponieważ ukochany Panasonic DMC-LZ8 tymczasowo zamarzał w strategicznych turystycznie miejscach, np. przy Zamku, na Starym Mieście... cóż, udało się zrobić parę zdjęć w mniej znanych miejscach. oto Stare Koszary, niedaleko ronda J.N. Jeziorańskiego.
ekskluzywne apartamenty, cena 15.000/m2. na górze widoczny oszklony basen. estetycznie przejrzyste, pomieszanie współczesnej prostoty i atmosfery starego budynku użyteczności wojskowej.
byłam tam! ;)

przy okazji niedaleko odbywały się targi dla hodowców świń i ptactwa w okrągłym budynku Areny
sala pełna rozbieranych stoisk i walających się kilometrami folii. jedyne co wyglądało dość charakterystycznie i jednolicie to sufit, jakby spód ogromnego kosmicznego pojazdu, który właśnie zamierza wylądować na ziemi.

Poznań w czasie wojny nie został zniszczony w takim stopniu jak stolica, Stare Miasto i kamienice są autentyczne, nie odbudowywane (btw, wiele osób nie wie, że warszawska Starówka to replika, a nie oryginał). w tym mieście na zachodzie Polski nie ma wysokiej zabudowy, jedyne elementy wystające ponad miasto to wieża Targów Poznańskich i wieża Zamku oraz parę szlkanych "wieżowców". stare kamienice obijają się o nowe budynki.
tak jak kamienice mają klasę i styl, tak nowa zabudowa, o ile nie jest inspirowana starą (np. Stary Browar), jest mało estetyczna i raczej prostokątna, zszarzała, a odpadające elementy nie dodają ducha "antyku", tylko niepotrzebnie przyciągają uwagę wyrwą w gładkiej powierzchni nowoczesności. cieszę się, że to miasto obfituje w starą zabudowę, a szczególnie raduje mnie fakt odnawiania starych pustych budynków, często bardzo pięknych, takich jak ten przy rondzie Kaponiera. nie mogę się doczekać aż zobaczę go w pełnej krasie, znikną metalowe ogrodzenia zalepione kolorowymi ogłoszeniami i ukaże się śliczna budowla sprzed lat.

w Poznaniu jest szczególnie dużo elementów secesji. radzę też uważać na każdym kroku, wypatrując szczegółów, małych płaskorzeźb w ścianach, charakterystycznych elementów. to miasto jest pełne drobnych niespodzianek, jak budyń śmietankowy z kawałeczkami roztopionej czekolady w środku.
to, co lubię szczególnie wszędzie i zawsze, to przyjemne parki. Poznań wydaje się mieć ich parę, nawet w centrum miasta. zimą te miejsca są opustoszałe lecz jednocześnie zachowują atmosferę refleksyjności. oto park przy ulicy Niecałej :)

nasze spacery objęły również próbę dostania się do palmiarni. kuszone cieniem soczystej zieleni dotarłyśmy z Edi do wielkiej szklarni, do której obiecuję sobie trafić w maju ;). na zimową palmiarnię się spóźniłyśmy. nie szkodzi, mam kolejny pretekst do odwiedzenia miasta i ludzi, którzy tu mieszkają i których bardzo lubię. (i z którymi zabawnie gra się w bilard i szwęda po mieście do 4 nad ranem :))
z miejsc niesfoconych polecam Stare Miasto - szczególnie zagubienie się w knajpkach zaszytych w sieci prostopadłych uliczek wokół Rynku. stamtąd miłym spacerem można dostać się do ogromnej budowli Starego Browaru, który wbrew pozorom jest nowy i wg mnie nowatorski. przykład: Choe U-Ram, Ukryty Cień Księżyca, ogromna rzeźba Igora Mitoraja, na którą patrzyłam z wyższych pięter budynku aż do momentu gdy "powinnam już" iść dalej. tak na prawdę mogłabym patrzeć na nią o wiele wiele dłużej.

zostało wiele miejsc do doświadczenia. zaczynam wdrażać mój sekretny plan przebywania w miejscach, a nie tylko ich odwiedzania. ciekawe co na to mr M ;).

zimą wszystko wygląda jak ujednolicone, jakby ktoś przefiltrował kolor na biel i czerń z beżem. to ma swoje uroki, a wręcz okazało się do tego stopnia urokliwe dla mnie, że przewędrowałam chyba z 20km w te 2 dni ;) nie zważając na porę dnia czy nocy! takich wyjazdów trzeba! i będzie więcej, bo i wreszcie jest za co kupić bilet. o resztę się nie martwię :)

3 komentarze:

  1. Pięknie, pięknie ;)

    Nie rozpoznaje Ciebie w tym kapturze, ale wierzę, że byłaś tam !!

    OdpowiedzUsuń
  2. Arena :) moja droga, nie Okrąglak - Okrąglak to to co widziałyśmy z zewnątrz tylko - okrągły socrealizmem ziejący zabytek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. już poprawiam, Pani magister!!!!!! ;)

    OdpowiedzUsuń